Dzisiejszy tekst pisany jest z myślą głównie o osobach uczestniczących obecnie w procesach rekrutacyjnych. Podczas rozmów z Nimi często można posłyszeć wahanie z jakim odpowiadają na pytanie o preferowany tryb pracy. I nic dziwnego. Dla wielu z nas, zwłaszcza zmieniających branżę, praca zdalna jest czymś nowym i nieznanym. Z jednej strony kusi perspektywą pracy z domu czy z mieszkania. Z drugiej jednak nie jesteśmy pewni jak dokładnie będzie się odbywała, jakie niesie ze sobą zagrożenia i czy zalety są faktycznie warte zderzenia z ewentualną rafą. Dlatego przygotowaliśmy dla Was kluczowe, z naszej perspektywy, za i przeciw, które mogą Wam pomóc podjąć decyzję. W celu obiektywizacji naszych rozważań, postanowiliśmy zestawić je z jedną z najszerzej uznanych hierarchii potrzeb ludzkich tj. piramidą Maslowa.

Podstawa piramidy – nasza fizjologia

                Czego, przede wszystkim, potrzebujemy do funkcjonowania? Snu, pokarmu, relaksu itd. Innymi słowy – zaspokojenia potrzeb fizjologicznych. Pozornie, najłatwiej zaopiekować się nimi we własnych czterech ścianach. Pełna lodówka, ciepłe łóżko a w tle ulubiona muzyka. Zgoda, ale pod pewnymi warunkami. Pamiętajmy, że nie bez powodu różne przestrzenie służą różnym czynnościom. W łóżku śpimy, w kuchni przygotowujemy pokarm etc. Nie powinniśmy tych stref przesadnie mieszać ponieważ przestaną one spełniać swoje przeznaczenie. Łóżko, które jest jednocześnie stolikiem, kuchnią i palarnią bardzo szybko przestanie przynosić nam dobry sen. To samo niebezpieczeństwo tyczy się pracy zdalnej. Nasza „mała oaza” przestanie być wyłącznie schronieniem i miejscem odpoczynku. Dla zachowania niezbędnego balansu powinniśmy zarówno wydzielić sobie wyodrębnione miejsce do pracy jak samodzielnie przestrzegać rygorów dotyczących przerw i czasu na odpoczynek. Wprawdzie ułatwiamy to naszym pracownikom poprzez funkcjonalność liczenia przerw w naszej wewnętrznej aplikacji, niemniej warto pamiętać, że w swoim mieszkaniu to Ty jesteś odpowiedzialna/y za ich przestrzeganie.

Nieco wyżej – potrzeba bezpieczeństwa

                Gdzie czujemy się bezpieczniej niż we własnym domu/mieszkaniu? Znamy każdy kąt i każdą płaszczyznę. Żadne nocne skrzypienie nas nie zwiedzie – wiemy, że to nie jakiś upiór a nie domykające się drzwi, które mieliśmy naprawić jutro… pół roku temu. Z jednej więc strony mamy oczywistą przewagę na korzyść własnego lokum, z drugiej zaś (bo, jak uczy Tevje Mleczarz, zawsze jest jakaś druga strona) pojawiają się pewne komplikacje. W ciągu długich, pandemicznych miesięcy byliśmy bombardowani doniesieniami o fatalnych skutkach lockdownu. Długotrwale obniżone samopoczucie, depresja, problemy ze snem, wzrost poziomu lękliwości. Nie oznacza to oczywiście, że wbrew zdrowemu rozsądkowi i zasadom bezpieczeństwa powinniśmy nadmiernie ryzykować. Nie zapominajmy jednak o tym aby zadbać o warstwę relacyjną naszego życia, jeśli pozostajemy kolejne dnie w mieszkaniu. Jak odpowiadamy na tę potrzebę z naszej strony? Stały kontakt ze swoją/swoim SV, możliwość porozumiewania się kilkoma kanałami oraz… kilka słów i czasem zdjęć, od nas w mediach społecznościowych – w ten sposób też zachowujemy kontakt.

Jeszcze wyżej – potrzeba przynależności

Nie, nie chcę wpływać i należeć!

I tak beze mnie – o mnie – gra.

Jednego nikt mi nie odbierze:

Ja jestem ja! Ja! Ja!

                               Jacek Kaczmarski „Ja”

Nieco na przekór słowom barda, w większości chcemy jednak „wpływać i należeć”. Nawet jeśli twierdzimy coś odwrotnego. Potrzeba przynależności do grupy również znajduje się w piramidzie, i to w jej centralnym punkcie. Jesteśmy gatunkiem stadnym i po prostu potrzebujemy innych ludzi. Wychodząc do pracy mamy zaś z nimi styczność co, jak wszystko, ma swoje plusy i minusy, jednak z przewagą tych pierwszych (na ogół). Nie jest to jednak potrzeba, która całkiem „leży” jeśli pozostajemy w mieszkaniu. We wcześniejszym akapicie pisaliśmy w jaki sposób komunikujemy się ze sobą podczas pracy zdalnej. W tym możemy dodać, że prócz kontaktu z SV i social mediów mamy również niekiedy spotkania w naszej firmie (oczywiście z zachowaniem wszystkich środków ostrożności) i, ma się rozumieć, czekamy wszyscy aż staną się one nie tylko miłą odmianą ale i dawno nie widzianą przez nas, swojską rutyną.

Blisko szczytu – potrzeba szacunku i uznania

                Większość osób żywiących obawy względem pracy zdalnej, jest wystraszona potencjalnym milczeniem i samotnością. Tym, że będą robić coś nowego całkiem sami, bez kontaktu z pomocnymi współpracownikami i po prostu się w tym pogubią. No, nie do końca… Nawet nie tyle nie do końca co, absolutnie nie! Zgoda, praca stacjonarna daje bliskość relacji, kontakt wzrokowy i masę innych, niezastępowalnych przewag. Uwierzcie jednak – potrafimy pracować zdalnie. Robimy to nie od wczoraj i świetnie wiemy jak ważne jest wsparcie, informacja zwrotna od przełożonej/przełożonego i, zwyczajny, ludzki szacunek do współpracowników wyrażający się min. poprzez kontakt z nimi. Poczujecie to od momentu szkolenia przez Skype’a, poprzez zdalną instalację naszego oprogramowania na Waszym sprzęcie i objaśnienie jego funkcjonowania, po „czatowanie” ze swoją/swoim SV lub telefoniczny/skype’owy retrening. Bez obaw! Nie zapomnimy o Was.

I najwyżej… my sami – samorealizacja

                Po co w ogóle pracujemy? Obejrzeliśmy film, którego bohaterowie pracują, uznaliśmy, że to fajne i aplikowaliśmy? Być może, choć strzelam, że nie do końca. Potrzebujemy pieniędzy, które pomogą nam zaspokoić szereg potrzeb (w tym wyżej opisanych) ale przede wszystkim potrzebujemy się realizować. Chcemy czuć postęp w naszym życiu, widzieć nowe rzeczy, radzić sobie z nowymi problemami, poznawać nowych ludzi. I wiecie co? Niezależnie od tego czy będziemy współpracować zdalnie czy stacjonarnie –ta perspektywa na Was czeka. A nasza w tym głowa, żeby była jak najprzystępniejsza i najdogodniejsza. Zapraszamy więc wszystkich zainteresowanych. Niezależnie od tego w jakim trybie będziemy współpracować, potrafimy zadbać nie tylko o wyniki ale i o siebie nawzajem.

Radosław Wnukowski

databroker S.A.