Już dwukrotnie mieliśmy okazję dzielić się z Wami naszymi przemyśleniami, i garścią badań, dotyczących poszczególnych dni tygodnia (szczegóły w linkach: https://databroker.pl/po-prostu-sroda/ https://databroker.pl/piatek/). Tym razem bierzemy na tapetę wtorek. Niepozorny, wciśnięty między rozpędzony początek i trochę przygaszony środek tygodnia, ma nam jednak do opowiedzenia pewną historię. Historię o nas samych i o naszej pracy – zapraszamy.
Kilka miesięcy temu przytaczaliśmy badania, w których ankietowani managerowie wskazywali wtorek jako najbardziej produktywny dzień tygodnia. Jednocześnie, ankieta zrealizowana przez instytut Gallupa (na próbie 340 tysięcy osób) opowiada nam o drugim dniu tygodnia korzystając z zupełnie odmiennej narracji. Otóż, ankietowani to właśnie wtorek najczęściej umieszczali na czele swoich prywatnych list najgorszych, najbardziej pechowych i depresyjnych dni tygodnia.
Jak to? Zapytacie. Wykluczające się zmienne? Zatem, któreś z badań musi zawierać błędne dane. Niekoniecznie. Jest w tych wynikach potwierdzająca się prawda na temat naszego podejścia do pracy i perspektywy zależnej od miejsca, z którego prowadzimy obserwację. Pierwsze badanie, rzucające radosne światło na wspomniany w tytule dzień, było realizowane wśród osób odpowiedzialnych za organizację pracy i wyniki zespołów. Ludzie, których wiodącą perspektywą jest koordynatorski lub kierowniczy punkt widzenia, patrząc w twarde liczby, ujawnili – wynikający z nich – twardy fakt. Jednak pracownik mniej sprecyzowany, masowy, w odpowiedzi na to pytanie nie odniósł się już do liczb i wyników a własnych uczuć i emocji, które opisał jako twardą, wtorkową rzeczywistość. Psychologowie pracy potwierdzają zresztą, że naładowani energią po weekendzie, szybko spalamy ją już pierwszego dnia, na drugi zaś zostaje nam tylko wspomnienie poniedziałkowej świeżości i tęskny, pusty wzrok wbity w blady miraż odległego piątku. Nasz zapas energetyczny wystarcza wprawdzie na satysfakcjonujące managerów wyniki, okazuje się jednak zbyt skromny by mogła się nim pożywić wpadająca w ciąg zmęczenia psychika.
Brzmi to, przyznacie, ponuro. Już we wtorek zaczynamy uginać się pod ciężarem pracy, tęsknie wyczekując weekendu. To trochę tak, jakbyśmy miesiąc po ukończeniu studiów opadli na fotel, marząc o tym jak słodki będzie nasz wypoczynek na emeryturze. Czy można tego uniknąć? Jak najbardziej!
Przede wszystkim polecamy sumienną organizację własnego dnia pracy. Nie wszystko zależy w końcu od przełożonych. Owszem, wyznaczają oni ramy naszych działań, lecz treść jaką je wypełnimy bierze się z naszych decyzji i naszego uporządkowania bądź chaotycznych, nieprzemyślanych decyzji. Jeśli zaś ułożycie plan swoich obowiązków, uwzględniający zarówno pracę jak odpoczynek, będziecie w pełni (no może w 90%) gotowi na nadchodzące dni, których przebieg zależy przecież od Was samych. Nie zapominajcie też, że przyjemność nie bierze się wyłącznie z bezczynności, ba – prawie nigdy! To w działaniu spełniamy swoje ambicje, budujemy własną przyszłość i wykuwamy potencjał. Szukajmy więc przyjemności i satysfakcji w naszej codzienności a, czy tego chcemy czy nie, zdecydowanie więcej czasu spędzamy między poniedziałkiem a piątkiem niż między sobotą a niedzielą. Kalendarz jest tu nieubłagany jak budzik w poniedziałek o 6:30. Na koniec zaś, zachęcamy Was do szukania zdrowego balansu między rozrywką a pracą. Nie spychajmy tej pierwszej na margines weekendów ani nie rozdymajmy drugiej do rozmiarów nie do udźwignięcia. Znacznie łatwiej nam przetrwać ciężki dzień w pracy, jeśli po niej spotyka nas coś więcej niż torba chipsów i kilka godzin sumiennego przeżuwania przed płaskim ekranem. Życzymy Wam więc dużo radości i owocnej pracy – udanego wtorku!
Radosław Wnukowski
databroker S.A.