Mamy, jako gatunek, szczególną skłonność do zwracania uwagi na skrajności. Interesują nas najlepsi sportowcy, najgenialniejsi naukowcy, najwybitniejsi artyści. Jednocześnie współczucie budzą w nas najubożsi, najciężej chorzy czy opuszczeni. Patrzymy w ten sposób nie tylko na ludzi ale i miejsca (zdjęcia najpiękniejszych, najmniej atrakcyjnych ścielą się gęsto od facebook’a po instagrama) oraz na czas. Interesuje nas początek i koniec świata a to co po środku jest jak bezkształtna miazga obrazów, które migają jak krajobraz w rozpędzonym aucie. Podobnie patrzymy w skali mikro. Żyjemy poniedziałkami i „piąteczkami” a w międzyczasie mija nam większość tygodnia w tym, najbardziej chyba niedoceniona, środa.

Tymczasem ten dzień zasługuje na szczególną uwagę. Nie tylko dlatego, że stanowi w pewnym sensie alegoryczne odniesienie do naszej osobistej sytuacji (wszyscy, zawsze jesteśmy w pół drogi dokądś) ale również z przyczyn mniej filozoficznych a bardziej przyziemnych. Wielokrotnie powtarzane badania wskazywały ten właśnie dzień jako krytyczny w odniesieniu do efektywności funkcjonowania w miejscu pracy. O ile najbardziej efektywny jest wtorek, kiedy otrząsnęliśmy już cienie z ciężkich po weekendzie powiek, o tyle od środy zaczynamy ponownie zapadać w letarg, który krytyczne rozmiary zaczyna osiągać pod koniec tygodnia.

Jak się to przedstawia w liczbach? Badania sprzed kilku lat przeprowadzone przez serwis Accountemps ujawniły, że o ile 29% ankietowanych managerów HR wskazywało jako najbardziej produktywny poniedziałek o tyle wartości w kolejnych dniach tygodnia wyglądały następująco: wtorek 39%, środa 14%, czwartek  i piątek 3 %.

Sprawni menedżerowie oprócz parametrów projektowych, celu, jakości, produktywności, efektywności i innych, mają na uwadze również motywację pracowników. Świetnie widzą w jakie dni zespół potrzebuje energetycznego doładowania po wyczerpaniu zasobów własnych. Doskonale obrazują to często piątki w wielu firmach: konkursy, odrobina zdrowej rywalizacji. Warto zwrócić jednak uwagę na moment, w którym krzywa zaczyna się załamywać. Zarówno w naszym życiu zawodowym jak osobistym, ponieważ jedno jest sprzężone z drugim i wzajemnie tworzą machinę, która daje nam poczucie spełnienia i bezpieczeństwa.

Nie jest zbyt pocieszająca myśl, że to właśnie w dniu, który najlepiej chyba reprezentuje naszą codzienność, zaczynamy pogrążać się w marazmie. W końcu, tak naprawdę, większość naszego życia to właśnie środa. Codzienność, powszedniość, irytująco trudne lub nużąco łatwe zadania, które wykonujemy z różnym skutkiem ale w jednym celu, po prostu dla siebie.

Od czasu do czasu dopada nas myśl żeby ten stan odwrócić. Zrobić więcej, lepiej, ponadprogramowo. W końcu jednak wzdychamy i myślimy – środa. Kto zaczyna cokolwiek od środy? Cóż, obawiam się, że jeśli nie zaczniemy od środy może nam zabraknąć nie tylko tygodnia ale i życia. Ostatecznie, każdy dzień jest jak środa. Ani początek ani koniec, po prostu teraz.

Radosław Wnukowski

databroker S.A.