25 lutego 2021

Postpandemiczna rzeczywistość wigilią ery postpracy? Świat Mad-Maxa widziany z perspektywy pierwszej osoby

Puste ulice, restauracje i bary. Twarze rzadko widzianych przechodniów przesłonięte jak na orientalnym targowisku lub w postapokaliptycznej wizji świata przyszłości. Ten obrazek wprawdzie powoli się zmienia, jednak rzeczywistość tkwi w dalszym ciągu w pewnym zastoju a nawet regresie. Jakbyśmy cofnęli się o kilka wieków i ze współczesnego, zsocjalizowanego społeczeństwa na powrót przeobrazili w strukturę małych, rodzinnych społeczności, otoczonych strachem przed tym co czai się w mroku, za naszymi drzwiami. Gdyby spod naszych stóp zwinąć dywan miasta pozostawiając w jego miejscu pustynny, dziki krajobraz, prawdopodobnie obudzilibyśmy się w świecie ryczących silników spalinowych – ostatnich śladów cywilizacji – i tych samych zalęknionych, małych plemion, które obserwujemy na co dzień. Praktycy i teoretycy sportów walki często powtarzają, że zawodnik, w sytuacji zagrożenia, wraca do starych nawyków. Czyżbyśmy i my, trafieni mocnym prawym, zamachowym pandemii wrócili do skorupy dawnych struktur, obyczajów i lęków? Być może. Dlaczego jednak o tym piszemy? Ano, dlatego, że to nie tak miało wyglądać. Inaczej wyobrażaliśmy sobie przyszłość zarówno rok temu jak sto lat temu. Co nas jeszcze czeka, z czym przyjdzie nam się mierzyć? Poniżej rozsypujemy przed Wami garść fusów z naszą wróżbą.

            W 1930 roku, wybitny ekonomista, John Maynard Keynes prognozował, że w przeciągu 100 lat nasz tydzień pracy skróci się do 15 godzin. Swoje przewidywania opierał na postępującej automatyzacji produkcji, która miała doprowadzić do zmniejszenia obciążeń spoczywających na barkach pracowników. Na ile te przewidywania się sprawdziły – trudno orzec. Większość z nas, patrząc na swój grafik uśmiechnie się z politowaniem nad słowami dwumetrowca z Cambridge. Jakie 15 godzin? Myślimy. Tyle czasu pracuję do wtorkowego popołudnia a przede mną jeszcze ponad pół tygodnia. Pamiętajmy jednak, że współczesna praca niejedno ma imię. W zależności od branży z jakiej się wywodzimy, kraju, w którym pracujemy a, co za tym idzie, modelu ekonomicznego, w którym operujemy – odpowiedź dla jednego z Ojców współczesnej ekonomii będzie różna. Od kilku lat słyszymy o testowaniu, do tej pory na niewielkich grupach kontrolnych, gwarantowanego dochodu podstawowego. Jest to rodzaj świadczenia, które – docelowo – uzyskiwałby każdy dorosły obywatel niezależnie od stopnia zamożności i codziennych zarobków. Pomysł krytykowany przez liberalnych ekonomistów jako utopijny, drogi, nieefektywny i niesprawiedliwy: pieniądze bez pracy? Nigdy w życiu! Z drugiej zaś strony, ekonomiści nieco bardziej krytyczni wobec koncepcji neoliberalnych, wskazują na dobre rezultaty dotychczasowych testów, nowe możliwości stymulowania popytu i rozwiązanie dylematów społecznych wywoływanych do tablicy w skutek rozwoju technologicznego i jego wpływu na rynek pracy. Nieuchronnie bowiem zmierzamy do punktu, w którym do wykonywania, dawniej pracochłonnych zajęć, będzie wystarczył algorytm programujący zachowania np. w procesie produkcyjnym.

            Jaki jednak ma to związek z naszą obecną sytuacją? Otóż, lockdown i zagrożenie, które go spowodowało znacznie przyspieszyło szereg procesów, które uprzednio jedynie raczkowały. Tak jak Wojny Światowe rozruszały przemysł lotniczy i motoryzacyjny, jak Zimna Wojna uruchomiła programy lotów kosmicznych i rozpoczęła zupełnie Nową Erę w nauce, tak trwająca pandemia zaktywizowała zautomatyzowane formy pracy. Tym razem nie tyle w obszarze produkcyjnym co usługowym. Pamiętajmy zaś, że w usługach pracuje na terenie unii europejskiej około ¾ ogółu zatrudnionych. Powoli zaczynają się więc otwierać przed nami perspektywy wyboru pomiędzy brutalnym współzawodnictwem o dostęp do zasobów (jednym z nich jest praca) a szerszą redystrybucją dóbr i wyposażeniem ludzi w narzędzia socjalne, które będą pełniły rolę barierek bezpieczeństwa w niebezpiecznie rozhuśtanej karuzeli kapitalizmu.

            Czy nas więc wybór pomiędzy przyszłością rodem z Mad Maxa a bliżej nieokreślonym postbytem w postświecie? Oczywiście nie do końca. Warto jednak już dziś zastanowić się nad kreowaniem prospołecznych postaw tak na gruncie makroekonomicznym (w postaci odpowiednich regulacji) jak w kontekście pracy u podstaw. Jeśli śledzicie naszą aktywności w mediach społecznościowych, zdążyliście zapewne zauważyć jak dużą wagę przykładamy, jako organizacja, do wspierania idei społecznych i biznesowych, które mają wartość nie tylko ekonomiczną lecz i etyczną. Jak bowiem pisał J.M. Keynes, którego przywoływaliśmy wcześniej: „ Uważam, że ekonomia jest nauką moralną… zajmuje się introspekcją i wartościami… zajmuje się oczekiwaniami, motywami i psychologicznymi niepewnościami.” Mamy nadzieję, że nasze zainteresowanie pracą u podstaw i budową nowoczesnych, etycznych i ekonomicznie wydajnych projektów będzie stanowić cegiełkę lepszej przyszłości, która pozytywnie rozstrzygnie dylemat czy „Silniejsza okaże się dżungla czy Kurtz”, nawiązując do dzieła naszego wielkiego rodaka, globalnie znanego jako Joseph Conrad. Życzymy więc, i sobie i nam, dobrego i spokojnego jutra. Do zobaczenia w, niedalekiej, przyszłości!

Radosław Wnukowski

databroker S.A.

24 lutego 2021

Telesprzedaż vs kontakt face to face czyli kiedy chwytać za słuchawki a kiedy stawać za ladą

Mamy w zwyczaju postrzegać i oceniać świat przez soczewki przeciwieństw. Lubimy piątki, nie lubimy poniedziałków, głosujemy albo na prawicę albo na lewicę, cenimy jedną pisarkę i po chwili, zamiast cieszyć się Jej książką, myślimy o ile jest lepsza od tej autorki, za którą nie przepadamy. Łatwo wpadamy w tę pułapkę na co dzień, wybierając jedne aktywności kosztem drugich, oraz podejmując decyzje biznesowe na podstawie ubogiej, czarno-białej palety możliwości. Dziś zastanowimy się nad jednym z takich wyborów. Telesprzedaż czy tradycyjne formy kontaktu z klientem?

„…Odwieczna dychotomia
Jak Legia i Polonia
Jak Wisła i Cracovia
Jak Staś i Nel…”

Marcin Świetlicki, Palenie

            Na początek warto zastanowić się nad ogólną charakterystyką obu typów relacji z klientem. Czym się cechują, jakie mają atuty? Sprzedaż face to face wiąże się, siłą rzeczy, z relacją bardziej bezpośrednią, przez co jest często postrzegana jako opcja bezpieczniejsza. Klient na bowiem poczucie kontroli nad całym procesem. Wchodzi do sklepu, kieruje się w stronę wybranych półek, z których unosi upatrzone wcześniej produkty. Innymi słowy, to klient inicjuje kontakt i jest stroną aktywniejszą. Sprzedawca zaś, nawet jeśli nie czeka biernie za ladą, jest raczej obserwatorem, lub ewentualnie dość stronniczym narratorem całej akcji. W przypadku sprzedaży telefonicznej, w jej najczęstszej formie tj. w ruchu wychodzącym, to konsultant przejmuje rolę inicjatora i głównego dyrygenta całego przedsięwzięcia. Głos konsultanta musi wystarczyć za sklepowy wystrój, zaś jego słowa mają zastąpić naklejkę z ceną oraz możliwość ostukania i opukania produktu przed zakupem. Krótko mówiąc: specjalista ze słuchawką w uchu ma znacznie skromniejszy zapas narzędzi do wzbudzenia w kliencie zaufania i poczucia bezpieczeństwa. Cała konstrukcja budynku obudowana wokół lady sklepowej i otulająca klienta, sprzedawcę oraz pełen asortyment to forma gwarancji solidności, uczciwości i transparentności. Jak wobec tego przedstawia się pozycja konsultanta, który ma wyczarować podobny nastrój i emocje kilkoma poruszeniami warg? Otóż… całkiem nieźle, i już tłumaczymy dlaczego.

Słowami można zastąpić zapach i dotyk. Słowami też można dotykać. Nawet czulej niż dłońmi. Zapach można tak opisać, że nabierze smaku i kolorów.

Janusz Leon Wiśniewski

            Siła sprzedaży telefonicznej leży tam gdzie jej, domniemana, słabość – w inicjatywie i skromności środków przekazu. Z uwagi na to, że jesteśmy ograniczeni do brzmienia głosu konsultanta, przepracowujemy tę materię z najwyższą solidnością. Każdy element rozmowy jest poddany analizie szkoleniowej i praktyce obejmującej tysiące rozmów, prowadzonych na przestrzeni lat przez setki konsultantów. Daje to niezwykły materiał badawczy, który sprawna kadra i zdolni specjaliści potrafią przekuć w, dającą świetne rezultaty biznesowe, praktykę. Z drugiej strony, nie bez wpływu na ostateczny rezultat rozmowy jest fakt, że to konsultant zapukał do ucha klienta, nie zaś klient wkroczył w przestrzeń konsultanta. Każdy, nawet niedoświadczony szachista wie, że białe figury mają przewagę z uwagi na pierwszeństwo ruchu. Oczywiście, przewagę trzeba umieć zrealizować ale nad tym właśnie pracuje cały zasób Contact Center, którego duża część to właśnie odpowiednie know how. Czy to znaczy, że – naszym zdaniem – sprzedaż telefoniczna jest po prostu… lepsza od bezpośredniej? Nie do końca. Jest przede wszystkim inna. Potrafi zresztą ze sprzedażą face to face świetnie współgrać, uzupełniając ją o możliwości docierania do szerszej bazy klientów.

            Warto pamiętać, że alternatywą dla jednej formy aktywności nie zawsze jest inna, skuteczniejsza, bezpieczniejsza, wydajniejsza itd. Poszczególne elementy potrafią łączyć się w jedną całość, dając nam całkiem nową, czasem niespodziewanie koherentną jakość. Szczerze polecamy zastanowienie się nad praktykowaną formułą sprzedaży i jej stałe dopasowywanie do zmieniających się warunków rynkowych. Zresztą, o konieczności tego ostatniego przekonujemy się mniej lub bardziej dotkliwie, przekonujemy się od niemal dwunastu miesięcy.

Radosław Wnukowski

databroker S.A.

PORADY

2 LUTEGO 2016

Sed molestie Lorem ipsum dolor.

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipisicing elit. Atque corporis cumque cupiditate esse eum id impedit inventore itaque libero molestias mollitia nesciunt nisi non officia perspiciatis sit soluta tenetur, vero.

Postpandemiczna rzeczywistość wigilią ery postpracy? Świat Mad-Maxa widziany z perspektywy pierwszej osoby